Pełny kontener – wyznacznik dobrobytu

Oglądam czasem z moją córką Nelę – małą reporterkę. Jeśli nie znacie Neli, to dwa słowa o niej: Nela to nastoletnia obecnie autorka i bohaterka programu oraz książek, w których zabiera dzieci (i dorosłych także) w swoje pasjonujące podróże po całym świecie.

Biedni czy zaradni?

Jak wiadomo, podróże kształcą. W słowie „kształcą” w tym wypadku kryje się naprawdę wiele: uczą tolerancji, pokazują nam, że nie wszyscy żyją tak jak my i nie ma w tym nic złego, uświadmiają nam problemy innych ludzi, o których nie mieliśmy pojęcia, inspirują i tak dalej, i tak dalej.

W jednym z odcinków Nela pokazywała jak mieszkańcy egzotycznej wyspy (bodajże Jamajki) wytwarzali sobie klapki ze zużytych opon. Jakie jest Twoje pierwsze skojarzenie? Bo moje było: ależ tam panuje bieda – buty ze zużytych opon.

To prawda, że mieszkańcy karaibskich wysp nie uskarżają się raczej na nadmiar pieniędzy, ale czy to, że robią buty z opon świadczy przede wszystkim o ich ubóstwie? Otóż nie! Świadczy przede wszystkim o ich zaradności. Zaspokajają swoją potrzebę dzięki dostępnym dla siebie materiałom. Pewnie nawet nie myślą, że są przy tym proeko. Ale są.

W krajach „bardziej zamożnych” taką oponę wywiozłoby się na wysypisko, powiększając w ten sposób górę zalegających tam śmieci, a klapki kupiło w sklepie albo nawet markowym butiku. Potem wyrzuciło i kupiło nowe. Bo nas stać.

Moda na wyrzucanie

Czy nie macie wrażenia, że w pewnym momencie wyrzucanie i kupowanie stało się synonimem dobrobytu, a dbanie, odnawianie i ponowne wykorzystywanie niepotrzebnych już lub zepsutych przedmiotów synonimem biedy? Bo po co komu naprawiać zepsutą pralkę, czy odnawiać stary fotel, skoro może sobie kupić nowy? Szybciej, łatwiej, bardziej bezwysiłkowo, czasem nawet taniej… Ba! Powiem więcej – zamożnych stać na wymianę zupełnie sprawnego i abolutnie nie zużytego wyposażenia domu co kilka lat. Polacy mieszkający w Niemczech potrafią się nieźle obłowić na tzw. wystawkach, gdzie Niemcy umieszczają wszystko, czego chcą się pozbyć, by zrobić w domu miejsce na nowe nabytki.

Niestety moda nie pomaga naszej planecie. Chcąc podążać za zmieniającymi się co sezon trendami, co prawda dajemy zarobić firmom z branży fashion, ale przyczyniamy się do tego, że co sekundę na wysypisko lub do spalarni śmieci trafia ciężarówka ubrań, a branża modowa wytwarza więcej gazów cieplarnianych niż transport lotniczy i morski razem wzięte (według badań Ellen MacArthur Foundation – polecam ten artykuł, w którym znajdziecie jeszcze więcej zatrważających danych na ten temat).

Przypomnijcie sobie pokolenie naszych babć i dziadków, którzy nauczeni trudnymi czasami, dbali o to, co posiadali. Dziurawe skarpetki się cerowało, książki oprawiało , żeby nie uległy zniszczeniu, a stare swetry pruło, żeby przerobić je na czapkę.

Nawet jak sięgnę pamięcią 30 lat wstecz, to doskonale pamiętam, jak ubrania z paczki z „Ameryki” od rodziny nosiły po kolei wszystkie dzieciaki w rodzinie. Bywało nawet tak, że te same kurtki czy bluzy nosili zarówno chłopcy jak i dziewczyny – czasy były ciężkie, nie było co wybrzydzać.

Niezwykle cieszy mnie to, że szeroko pojęta dbałość o ekologię staje się modna, a rzeczy z upcyklingu zyskują na popularności i są coraz bardziej trendy. Jestem fanką second handów – oczywiście m.in. przez wzgląd na to, że można się tam natknąć na perełki i można nosić coś innego niż wszyscy, któzy zaopatrują się w sieciówkach, ale także dlatego, powiem to bez oporu, że szkoda mi pieniędzy na nowe ciuchy. Niejednokrotnie kupiłam córce rewelacyjną, w ogóle niezniszczoną kurtkę dobrej firmy w second handzie za 20 zł, podczas gdy za bardzo podobną, nawet niższej jakości, ale nową, musiałabym zapłacić 150 zł. W ten sposób dzięki sprytnemu zakupowi samej kurtki zostaje nam 130 zł na szaleństwa 🙂

Moje ukochane wory ze śmieciami!

Co 2-3 dni wynoszę na śmietnik dwa 60-litrowe worki śmieci. A mieszkam tylko z córką. Sama siebie pytam: jak to jest możliwe, że 2 osoby produkują tyle śmieci? A przecież wyrzucamy nie tylko w domu, ale też w pracy, w szkole, czasem coś tam się dorzuci do osiedlowego kubła przy ścieżce, idąc ze sklepu. Także te 2 worki to nie wszystko, co dokładamy do wielkiej góry odpadów.

Nie cierpię czynności wynoszenia śmieci. Nie chcę mi się specjalnie z nimi chodzić, więc biorę je zawsze przy okazji. Niestety oznacza to zazwyczaj, że w jednej ręce niosę torbę z laptopem do pracy, na plecach tornister córki, na ramieniu torebkę, a w rękach te nieszczęsne worki, czasem jeszcze dodatkowo jakąś torbę z prowiantem do pracy i jeszcze klucze… zamykanie, otwieranie drzwi… nienawidzę! Czuję się jak wielbłąd.

Dlatego łącząc dwie bezsprzeczne wady produkowania dużej ilości śmieci (czyli potrzeba ich częstego wynoszenia plus zaśmiecanie świata) postanawiam popracować nad zmniejszeniem ilości produkowanych przeze mnie odpadów i recyklingiem oraz upcyklingiem.

Przez najbliższe dni przyjrzę się moim codziennym nawykom i przemyślę, co już robię, by dążyć do tego celu i co jeszcze mogę zrobić. Was zachęcam do tego samego. Wrócę do tematu jak tylko lista będzie gotowa. 🙂

Dodaj komentarz

Design a site like this with WordPress.com
Rozpocznij
search previous next tag category expand menu location phone mail time cart zoom edit close